niedziela, 10 kwietnia 2011

Recenzja: Essence Mineral Compact Powder

Hej, hej! Po raz drugi dzisiaj :) 
Przychodzę do Was z obiecaną, premierową recenzją. 


Na pierwszy ogień idzie klasyczny, kompaktowy puder Essence.
Do tej recenzji wybrałam go całkowicie przypadkowo, po prostu jako pierwszy wpadł mi w łapska, więc szybko go obfociłam i zabrałam się do pisania recenzji.

Generalnie rzecz biorąc kupiłam go całkiem przypadkowo - na gwałt potrzebowałam jakiegoś taniego pudru,
więc postanowiłam udać się do Rossmanna po legendarny Synergen, o którym tyle już słyszałam, a jeszcze nigdy nawet nie spojrzałam na niego w sklepie (zgrzeszyłam? :o). W każdym razie, wybrałam się więc do Rossmanna. Kiedy doszłam, wyciągam rękę w stronę klamki i... stop. Na drzwiach kartka REMONT a z wypatroszonego z kosmetyków wnętrza sklepu patrzą się na mnie jak na idiotkę robotnicy. Krótko mówiąc - ja to mam zawsze szczęście!
Jako że Rossmann to jedyna większa drogeria w mojej zacofanej kosmetycznie okolicy, zostałam zmuszona po raz pierwszy powędrować do pobliskiej, maleńkiej i w dodatku droższej drogeryjki.
Wchodzę, patrzę, a tam co? Essence! Pomyślałam sobie "Co za idiotka ze mnie." - przez tak długi czas żałowałam że w mojej okolicy nie ma szafy Essence, a teraz nagle przypadkiem ją znajduję, no pięknie. W każdym razie wzięłam z niej tylko puder, z postanowieniem że jak najszybciej wrócę i zakupię coś jeszcze. 
No i proszę bardzo - w zeszłym tygodniu wreszcie przyszłam do niej z zamiarem obkupienia się w Essence do granic możliwości. Podchodzę do drzwi, patrzę - a zamiast drogerii z upragnioną szafą Essence na jej miejscu stoi sklep z butami... Kolejny dowód na to, że moje szczęście nie zna granic. :)



Dobra, koniec gadaniny, przejdźmy do obiecanej recenzji. Jako że w domu nie miałam wtedy nic do nakładania owego pudru, to musiałam w tej nieszczęsnej drogeryjce kupić puszek, który rozwalił się dosłownie po dwóch dniach używania... Tak więc na wstępie minus za brak choćby jakiejkolwiek gąbeczki, po ona się wbrew pozorom na prawdę przydaje, tym bardziej, że jest to puder kompaktowy, przeznaczony między innymi do poprawek w ciągu dnia, a nie każdemu chce się nosić w torebce jeszcze dodatkowy pędzel...
Ja jestem posiadaczką cery mieszanej w kierunku do suchej, ale moja twarz w strefie T lubi świecić się po kilku godzinach, szczególnie po posmarowaniu się beznadziejnym podkładem który ostatnio dostałam (może opowiem Wam o nim w innej recenzji). Puder Essence matuje ją porządnie na około 3 godziny, później zaczynam wyczuwać już lekkie przetłuszczenie, ale na szczęście nawet po 7 godzinach nie świecę się jak przysłowiowe "psu jajca",  więc nawet jeżeli nie mam czasu na poprawkę to tragedii nie ma (szału też nie). :) Oczywiście wszystko zależy od rodzaju cery i wydaje mi się że właścicielki cer tłustych nie będą zadowolone z jego właściwości.


Kolor jaki wybrałam to 01 Natural Beige. Szczerze powiedziawszy w drogerii nie widziałam absolutnie żadnej różnicy między kolorem 01 a 02 (ach te drogeryjne lampy... - z pewnością miały w tym swój udział), ale dla własnego bezpieczeństwa wzięłam ten pierwszy. Co prawda nie jestem wcale taka bladolica, a ten puder dobrze wtopił się w moją skórę i niestety nie jest jasny, więc właścicielki jasnej karnacji raczej nie powinny się za niego brać. Tym bardziej, że niestety lubi nieco ciemnieć i "pomarańczowieć" w ciągu dnia :(

Skutków ubocznych typu zapychanie, krostki, podrażnienia itp. nie zauważyłam. 
Jest prawie bezzapachowy, jedynie przy solidnym "zaciągnięciu się" można wyczuć delikatny, typowy dla pudru zapach, ale nie jest on pod żadnym pozorem ciężki ;)

A, no i w związku z mineralnym szaleństwem - ma też ponoć w sobie minerały (cytuję opakowanie: Podkład prasowany z minerałami).

Mam dla Was zdjęcia owego pudru, aczkolwiek w zależności od oświetlenia zachowywał się jak kameleon i za każdym razem miał inny odcień :) Więc dam Wam kilka przykładów:

Z lampą błyskową (powyżej), a także na zdjęciach które dałam Wam wcześniej wygląda bardzo pomarańczowo.

W świetle dziennym jest już na szczęście dużo lepiej, co nie zmienia faktu że mimo wszystko wpada w pomarańczkę :(

Powyżej mały swatch na palcu.

Opakowanie to klasyczne opakowanie Essence, puder jeszcze mi nie spadł, ale gdyby tak się stało to raczej nie byłby zbyt bezpieczny. Wieczko jest też podatne na ścieranie się napisów (szczególnie paznokciami) - to już taki maleńki - ale jeżeli komuś to przeszkadza, to niech wie :)

Nie pamiętam ile za niego dokładnie zapłaciłam, ale podejrzewam że było to ok. 10-12zł za 12g produktu.

no na powyższym zdjęciu to już pomarańczowy horror, na szczęście w rzeczywistości nie jest AŻ TAK tragicznie :o

Reasumując jest to typowy produkt z niskiej półki - nie zachwyca swoją jakością, ale nie jest też taki całkiem zły - największym jego minusem jest skłonność do pomarańczowienia, więc trzeba uważać z jego ilością i nakładaniem. Za tą cenę nie spodziewałam się też po nim lepszego matu, więc nie oczekujcie cudów - aczkolwiek do cer mieszanych powinien być w porządku :-) 

~

Uff, jak na początek to całkiem nieźle się rozpisałam, prawda? :-) Ale ja, kiedy planuję zakup jakiegoś produktu to uwielbiam czytać długie i wyczerpujące recenzje, więc poniekąd mam nadzieję, że też będę potrafiła Wam tak pomóc :D
Oczywiście nie zapominajcie, że dopiero zaczynam, ale przyjmę każdą (uzasadnioną!) krytykę, bo bardzo chcę wiedzieć co muszę poprawić i co robię źle, tak więc za wszystkie rady będę ogromnie wdzięczna.

A czy Wy możecie polecić mi jakiś dobry, ale nie zwalający ceną z nóg puder?
I tak swoją drogą, co myślicie o słynnym Synergenie (bo wiem że zdarzają się też osoby nie podzielające zachwytów nad nim), a także o powyżej przedstawionym Essence? 

Pozdrawiam serdecznie!

7 komentarzy:

  1. oj ja nie lubię pomarańczowienia:(
    a puder synergen mam ale jeszcze nie używałam, ale za tą cenę myślę, ze warto go kupić nawet w ciemno:)

    OdpowiedzUsuń
  2. No niestety, ja też nie...
    Też jestem takiego zdania, bo 7 zł to nie majątek więc nic nie stracę :) jak tylko skończę mój aktualny puder to zrobię nalot na rossmann :D

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuje bardzo, zwłaszcza, że piosenka oparta jest na historii, którą przeżyłam sama... tym bardziej miło mi czytać, że ktoś docenił moją pracę, buziak!

    OdpowiedzUsuń
  4. O ja tez dzisiaj pierwszy raz założyłam bloga;) Nigdy nie miałam pudru essence, zawsze boję się, że mnie uczuli:( Dodam, że mnie nawet kremy z serii AA uczulają, więc koszmar jakiś ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam ten Essence i ja:). Zgadzam się, że za bardzo "pomarańczowi" - ale jako puder brązujący do modelowania twarzy nadaje się znakomicie (tylko pędzel, zainwestuj w pędzel, puszki do pudrów -> śmietnik). ;)

    Obserwuję!

    OdpowiedzUsuń
  6. @hawa,
    co do puszków - wiem, pędzla nie miałam tylko chwilowo i zmuszona byłam przez to używać puszka jako alternatywę - dlatego o tym wspomniałam, bo jakaś gąbeczka, nawet gdybym miałabym z niej nie korzystać - w razie "wu" zawsze się przydaje :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja używam puszków do zwykłego pudru w kamieniu - do poprawek w ciągu dnia zdecydowanie wygodniejsze niż pędzle:)

    OdpowiedzUsuń